PRZESILENIE W ANARCHII CZ. II

Ograniczenie liczby wojska saskiego w Polsce, wyłączenie Sasów z polskiej służby dyplomatycznej i urzędów, a także potwierdzenie zakazu rozpoczynania wojny bez zgody stanów, wydawać by się mogły zjawiskiem pozytywnym. W rzeczywistości nie stała za tym żadna siła zdolna do konsekwentnej kontynuacji przedsięwzięć umacniających państwo. Przeciwnie, walka stronnictw magnackich w coraz większym stopniu ograniczała się do wydzierania sobie korzyści płynących z eksploatacji resztek państwa. Czasy saskie uchodzą za okres największego upadku, także w sensie załamania woli obrony wyznawanych ideałów. Nie można zrzucać wszystkich win na Augusta Mocnego, zapatrzonego w wizję własnego wywyższenia i stworzenia dynastii znaczącej w tej części Europy. To samo przecież przyświecało Jagiellonom i nieraz stawano im przeciw w interesie stanowym czy grupowym. W czasach saskich stan szlachecki nie chciał się zgodzić z ambicjami władcy, które prowadziłyby do zaprowadzenia w jakiejś formie systemu absolutnego. Trudno jednak z tej racji stawiać zarzut braku roztropności lub niedbałości o losy Rzeczpospolitej. To nie było tak oczywiste, że słabość władzy centralnej leżała w interesie przyszłych zaborców. Trwanie w bierności wydawało się uzasadnione jako najlepsza gwarancja istnienia.

W końcu, po półwieczu burz, Rzeczpospolita stała nienaruszona i tylko jednostki wyrażały wątpliwości co do zasadności ogólnego zadowolenia. Jeżeli odrzucimy obarczanie Sasów winą za gnuśność czy zdradę, a szlachtę za niedojrzałość i niechęć do silnego państwa, to trzeba spojrzeć na perspektywy rysujące się po 1715 r. od strony interesu narodu szlacheckiego.

Leave a Reply